Czy bycie fotografem to ciężkie zadanie? Z pewnością, w końcu na takiej osobie spoczywa ogromna odpowiedzialność, tym bardziej jak fotografujesz ślub.
Jednak to nie wszystko. Przez pewien czas opisywałem Ci swoją pracę z lustrzanką. To, jak wyglądają sesje zdjęciowe czy też na czym pracuję. Najważniejszy element, zostawiłem na koniec. Mianowicie, chciałby, przedstawić kilku fotografów, a jest ich czterech, którzy mają ogromny wpływ na to co robię.
Fotografia w moim życiu pojawiła się w trzeciej klasie liceum. Swoją pierwszą lustrzankę kupiłem sobie zaraz po osiemnastce. Czyli w 2014 roku. Służy mi po dziś dzień. Tylko obiektyw bardziej jako ozdoba na półce. Elwira Litra, to ona jako pierwsza dostrzegła coś we mnie i nauczyła fotografii chałturniczej. Czyli weselnej. W końcu, swoje pierwsze tak duże imprezy przeżyłem z nią. Dzięki niej miałem okazję popracować w studiu fotograficznym, które otworzyła w Chojnie. “KołoCiebie”, taka ot nazwa.
Był to dla mnie prawdziwy poligon doświadczeń. Uczyłem się i zastanawiałem czy rzeczywiście fotografia jest dla mnie. Był moment kłótni i chwila w której chciałem zrezygnować. Tak też się stało, gdy Elwira nie przedłużyła ze mną współpracy. Wiedziałem, że to tylko moja wina. Dzięki temu, zdałem sobie sprawę że ciężko będzie abym porządnie się w tym odnalazł. Później małe, spontaniczne realizacje, prowadzenie facebooka którego usunąłem bo … stwierdziłem że nie mam zbyt dużo na to czasu. Gdy ktoś poprosił o zdjęcia … byłem. Gdy ktoś poprosił o pomoc w zrobieniu wesela … jechałem. Jednak swój prawdziwy start uznaję od lipca 2018 roku.
No dobra, to była moja krótka historia. Dużo powiązana z Elwirą, dlatego chciałem żebyś to przeczytał. Teraz zostawiam Cię sam na sam. Nie będzie pytań, nie będzie tytułów. Będzie piękna historia. Kulisy naszej pracy to nie tylko marki sprzętów, wystygnięte kawy czy zerwane nocki. To przede wszystkim zaryzykowanie i zrozumienie, że nieraz trzeba coś zmienić.
Cześć Przemku! Poprosiłeś, żebym napisała o swojej pracy “od zaplecza”. Opowiadam dużo różnych historii, tym razem opowiem trochę o sobie.
Fotografią zajmuję się już 10 lat i przez ten cały czas moja praca i stosunek do niej bardzo ewoluował. Chciałabym napisać więcej o tym czym jest dla mnie stosunek do pracy, zwłaszcza tej, która jest pasją, motywatorem, czymś co jeśli przynosi dochód – pracą nigdy nie będzie. Ostatnio powiedziało mi się: “zróbmy ze swojego sposobu na życie – sposób na życie”. Może mało to sensowne, bo Paulo Coelho ze mnie żaden – ale chodzi mi tutaj o to, żeby zamienić to co uwielbiasz robić w możliwość przetrwania (zarabiania) bez konieczności (zmuszania się) do pracy w miejscu, którego nie lubisz, z ludźmi, za którymi nie przepadasz. U mnie jest tak, że na mnie ma ogromny wpływ to z jakimi ludźmi przebywam. Zdarzyło mi się nawet kiedyś pracować w miejscu, w którym co drugi dzień przynajmniej musiałam iść się wyryczeć do łazienki z żalu, że muszę tutaj być. To były studia, więc nie ma zmiłuj, hajs musi się zgadzać.
Na szczęście zrozumiałam już, że ten dyplom w życiu mi się do niczego nie przyda, a wszystko co do tej pory robiłam zebrałam do kupy, wyciągnęłam wnioski i włożyłam całą swoją energię w otworzenie swojego biznesu jak to zwykle bywa przy pomocy dofinansowania z Unii. Od tamtej pory minęło już 10 lat i nie było jakoś super trudno otworzyć działalność, nawet studio fotograficzne, a korzystania z programów można teraz za darmo nauczyć się z YouTuba. Myślę, że najtrudniejsze w tej całej podróży było dla mnie odnalezienie siebie w tym wszystkim. Fotografia pociągnęła mnie bardzo daleko, robiłam wszystko – zdjęcia na ślubach, w studiu, plenerze, zdjęcia lokali, produktów, reklamowe, zaczęłam współpracować z modelkami, a nawet (wspominam to najgorzej na świecie) zdjęcia do dokumentów. Nagle idą święta, jest szał na kolorowe zdjęcia dzieci w studiu… potem mam urlop i myślę: “nie zabieram aparatu, muszę odpocząć”. Odpocząć od tego co było moją pasją, co chciałam pielęgnować i rozwijać. Gdzieś się pogubiłam. Patrzyłam na swoje zdjęcia, robiłam ich wtedy masę – większość była do siebie podobna, nie szłam do przodu. Moje Studio Fotograficzne było strzałem w dziesiątkę jeśli chodzi o rynek i zapotrzebowanie. Natomiast mnie w tym wszystkim nie było, byłam tylko narzędziem do wykonania zlecenia. Tutaj przychodzi puęta 😉
Zmieniłam swój stosunek do pracy bardzo diametralnie, bo z dnia na dzień. Zainspirowało mnie do tego wiele czynników, ale wisienką na torcie było szkolenie u Rafała Bojara – po raz pierwszy jechałam sama do Warszawy i po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcia (zupełnie obcych mi ludzi), które doprowadziły mnie do łez. Zobaczyłam, że można budować historie, opowiadać zdjęciami, być emocjonalnym, empatycznym, popuszczać wodze fantazji, a przede wszystkim złapać ze stery i samemu decydować z kim i jakie zdjęcia chciałabym robić.
To nie jest przesada, ja poczułam, że mnie olśniło. Cały wieczór po szkoleniu zapisywałam w zeszycie co chcę zmienić, wyznaczyłam sobie cele, opisałam swoje marzenia. Po powrocie do domu zabrałam się za realizację. Rozgraniczyłam swoją pracę jako fotograf i po zamknięciu studia miałam więcej czasu na naukę, poszukiwania miejsc, ludzi, kadrów, światła, siebie. Zaczęłam tworzyć całkiem nowe portfolio, pokazywać zdjęcia, które nie muszą podobać się wszystkim – one pobały się mnie. Zaczęłam opisywać swoją pracę na stronie internetowej i poszukiwać ludzi, którym też spodobałyby się moje zdjęcia. Pojechałam nieśmiało wystawić się na pierwszych alternatywnych targach ślubnych – które są dużo mniejsze od tych klasycznych. Pary i ludzie, których tam poznałam mieli podobne podejście do mnie. Chcieli tworzyć sztukę, szukali właśnie czegoś co jest szczere, prawdziwe. Tak bardzo kocham swoją “pracę”, że mogłabym ją robić za darmo.
Nie wiem za bardzo co nazwać “zapleczem” swojej pracy. W zasadzie po 10 latach jestem już tak przesiąknięta byciem fotografką, że chyba po prostu tutaj nie ma zaplecza za bardzo. Opowiem może jak wygląda mój dzień.
Nie wychodzę do żadnego biura, po prostu zakładam swoje ulubione dresy. Nie witam kolegów w pracy, czochram swoje psy i siadam do biurka, które jak się trafi jest z rana w miarę ogarnięte, więc jeśli nie muszę sprzątać – parzę kawę, puszczam swoje nastrojowe, nostalgiczne kawałki i zaczynam “pracę”. W między czasie zrobię pranie, obiad i pójdę z psami nad morze. Muszę tutaj zaznaczyć, że moment w którym siadam do komputera nie do końca kojarzę w pracą na etat – w swoim życiu przepracowałam jakieś.. 5 lat na etacie i pracy fotografa nie porównam do tego nigdy.
Nie sądziłam, że w swojej pracy dojdę do momentu, w którym moje historie będą wzruszać pary i całkiem obce osoby, które zaglądają na moją stronę. Kiedy słyszę, że ktoś się popłakał to jest dla mnie najlepszy, najcenniejszy komplement. Chcę wywoływać takie emocje. Fotografia jest dla mnie wspaniałą przygodą, dzięki której mogę dawać coś od siebie. Dlatego staram się pracować w taki sposób aby to wciąż był mój styl życia i pasja. Nie poddaję się modzie i tworzę we własnym stylu – lifestailowe, pełne emocji i niedopowiedzianych kadrów reportaże. Mój ulubiony → http://elwiralitra.com/intymna-sesja-zdjeciowa-gdansk/
Cieszę się, że mogę spotykać tym samym szczerych i prawdziwych ludzi, bez tworzenia idealnej otoczki, przebierania w stroje i ustawiania w pozy. Pięknie jest tak jak jest, bo każdy z nas ma swoją niepowtarzalną historię.
Tak więc, życzę każdemu, kto doszedł do końca tej chaotycznej historii, aby odnalazł swoją pracę bez zaplecza.