Gdy zacząłem działać jako konferansjer, spełniałem swoje kolejne marzenia. Dni Chojny, koncerty charytatywne, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, wydarzenia sportowe (biegi), Orszak Trzech Króli … pisząc o tym ostatnim, wyjawiłem, że chciałbym jeszcze w CV wpisać “koncert kolęd”. Oglądając takie wydarzenia w telewizji, widziałem ten magiczny klimat. To było niesamowite.
Po opublikowaniu wpisu “Orszak Trzech Króli” otrzymałem telefon od jednego z organizatorów corocznego koncertu, który odbywa się w kościele pw. Świętej Trójcy w Chojnie – Przemek! Czemu nie mówiłeś, że chciałbyś coś takiego poprowadzić – A nie wiem, tak jakoś wyszło – Bierzemy Cię na kolejną edycję – Przynajmniej ja to teraz tak pamiętam. Jednak mówią mi, że to ja latałem za nimi … Pani Sylwio, ważne że doszliśmy do porozumienia.
Sobota. Wstałem. Nie wiedząc czemu, postanowiłem wyjść i pobiegać. Pobrałem zatem aplikację, która będzie mi liczyć kroki i pokaże mi moją trasę, kilometry i czas. W między czasie uświadomiłem sobie, że bez telefonu człowiek nigdzie nie wyjdzie. Dodatkowo, zacząłem zastanawiać się o śledzeniu mnie. W końcu pokazuje mi to moją trasę. Ten mały komputerek wie gdzie jestem! Pośród tylu milionów ludzi, on jest ze mną. Trochę przerażające. Jednak, gdy wróciłem do domu mogłem pochwalić się, że postanowienie noworoczne weszło na nowy poziom. Ciekawe tylko na jak długo …
Piąty Jubileuszowy Koncert Charytatywny, presja zatem jeszcze większa. Ale to chyba tylko i wyłącznie przez słowo “jubileuszowy”. Do czegoś to zobowiązuje. Impreza rozpoczęła się o godzinie 16.00. Po lekkim wysiłku poszedłem się wykąpać, przed podróżą do Chojny – kawa. Bez niej rzadko kiedy rozpoczynam teraz dzień. Do wyboru miałem trzy kreacje. Nigdy nie chodziłem w czarnej koszuli z czarnym krawatem. Musiałem to zmienić.
Około 15.30 byłem na miejscu. Chociaż dzień wcześniej myślałem, że koncert odbywać się będzie w kościele Mariackim i wystartuje o 17.00. Ja! Osoba, która miała to poprowadzić była kompletnie niedoinformowana. Aczkolwiek, poprawiłem się. Ostatecznie, trafiłem w dobre miejsce o dobrym czasie. Dowiedziałem się, że nastąpiły kolejne zmiany w planie. Nie ważne, że dzień wcześniej drukowałem plan z innym planem. W dniu koncertu plan też się zmienił. Ale to tylko na “dwie kreski”. Przesunięcie podziękowań.
Przemek, koncert poprowadzisz z księdzem Krzysztofem – w tym momencie mój zapał jakoś tak się pomniejszył. Oczywiście, takie zdanie usłyszałem jakieś dwa miesiące przed wydarzeniem. Przestraszyłem się, że nie będę sobą. Że ksiądz mnie ograniczy. Kilka dni przed koncertem mieliśmy spotkanie organizacyjne. Księża z parafii, pani Sylwia i ja. Spóźniłem się – Pani Sylwio … – Jesteś już? – Tak – To czekaj na dole, ksiądz już po ciebie idzie – Stałem przed plebanią. Czekałem na ks. Krzysztofa. Nagle, otworzył mi drzwi. Spojrzałem i pomyślałem “kurde, myślałem, że jest młodszy. I trochę bardziej żywszy”. Dopiero później okazało się, że ksiądz, który miał ze mną poprowadzić to wydarzenie, siedział i czekał na górze. Wtedy zauważyłem, że możemy się pięknie zgrać … jednak nadal obawa była. W końcu działać razem będziemy pierwszy raz.
Przed startem, spędziłem chwilę w zakrystii. Trochę jak w garderobie. Tam się przygotowałem, tak psychicznie i lekko fizycznie. Trzeba było rozgrzać, ładnie pisząc – aparat gębowy – Przemek, jest 16.00. Zaczynamy – no i zaczęliśmy. Mieliśmy mało gadać. Ustalano było to już podczas tego spotkania. Wbiliśmy sobie to do głowy jednak szybko chyba wyleciało. Przywitaliśmy wszystkich zaproszonych gości a przede wszystkim naszego bohatera … Później ksiądz się rozkręcił. Albo tak mi się wydawało, bo nie dał mi dojść do słowa. Po prostu gadał. Jak na kazaniu ale takim pięknym kazaniu. Zeszliśmy z “naszej sceny” do zakrystii – ale ksiądz zaszalał – ale że z czym? – no z gadaniem, miało być krótko – spojrzał na zegarek – równo siedem minut, idealnie. Na prezbiterium wchodziliśmy gdy artyści się zmieniali. To był czas dla nas abyśmy mogli coś powiedzieć. Podziękować, przywitać, poinformować …
fot. Paweł Woźnicki
Najpiękniejszy obrazek? Gdy ksiądz Krzysztof przechodził wężykiem między dziećmi z przedszkola i innych osób bo zagadał się z panią Sylwią. Na środku kościoła. A potrzebowałem go na scenie. Więc tym wężykiem tak szybko przechodził. No z mojej strony wyglądało to pięknie. I zabawnie.
Przepięknym obrazkiem był widok, który był przed naszymi oczami. Masa ludzi! Coś niesamowitego, Zatem przykrą wiadomością było pożegnanie się – niestety przyszedł czas abyśmy musieli się pożegnać – My teraz idziemy umowę podpisać na ten rok – Mamy nadzieję, że nie nudziliście się z nami? – Jeżeli tak to przepraszamy, jeżeli nie to dziękujemy. Księże, mam nadzieję że jeszcze niejedną imprezę poprowadzimy. Wówczas takie wydarzenia byłby z góry pobłogosławione …