Napad przy granicy w Osinowie Dolnym, nieznani sprawcy sterroryzowali sprzedawcę

Zaplanowałem sobie spokojny wieczór. Kolacja, dobry film i szybsze pójście spać. W końcu człowiek musi się kiedyś wyspać a takie okazje nie trafiają się często. Po za tym chciałem również wstać wcześniej. Niestety, moje plany pokrzyżował telefon od wydawcy [czyt. Paweł Sławiński]. Wiedziałem, że to może skończyć się w jeden sposób …

– halo – nie chcesz jechać do Osinowa Dolnego – ee,yyy, po co … a! na ten napad – wiedziałem, że zbytnio odwrotu nie będzie. Pewnie byłby i mógłbym powiedzieć, że jestem zajęty lub wypiłem lub jeszcze “coś innego” aczkolwiek pracując jako reporter, zdaję sobie sprawę, że takie wyjazdy są na porządku dziennym.

Dzwonię do Mateusza (Szelążka). Nie odbiera. Drugie połączenie, trzecie. Nic. No trudno. Jadę sam. Skontaktowałem się jeszcze z Pawłem czy mogę wysłać materiał zrobiony samym telefonem, zaprzeczenia nie usłyszałem jednak coś mi powiedziało żebym wziął chociaż Nikona z redakcji.

Po drodze skontaktowałem się z Mateuszem. Ale nie Szelążkiem a Dominiakem. Żeby później nie marudził, że coś się w pobliżu jego wioski dzieje a my nie dzwonimy. Po za tym – pomógł mi. – Gdzie jesteś? – wjeżdżam właśnie do Cedyni – no to mnie minąłeś – no to po Ciebie wrócę, przecież to pięć minut – no to dawaj.

Przyjechaliśmy na miejsce. Pierwsze miejsce do zaparkowania to na terenie wszystkich straganów (Osinów Dolny – miasto handlowe, tłumacząc szybko). Akcja policyjna odbywała się po drugiej stronie ulicy. Przejście dla pieszych … hektar w jedną i hektar w drugą stronę – Na mandat mnie nie stać. Przeparkuj na drugą stronę – musieliśmy przejechać przez granicę, nawrócić i zaparkować. Jesteśmy na miejscu.

Maksymalnie pięć minut. Tyle spędziliśmy w “pobliżu pobliżu” miejsca napadu – Panowie odejdą po za reklamę – wówczas nasze “pobliże” się zmieniło. Szukam miejsca do nagrania, myślę co mam powiedzieć. Ten pali – trzymaj sprzęt, masz lepsze kadry – to po co ja Cię wziąłem? – zaraz Cię nagramy, spokojnie – odpalam Nikona i … bateria rozładowana. Nadzieja pozostaje w drugiej. Jednak trzeba wpierw ją znaleźć. Znalazłem. Zamieniłem. Jak to mówią, nadzieja matką głupich. Druga bateria wskazała: jedną kreskę. Zajebiście. Nagrywamy telefonem.

– dobra, dawaj Nikona. Nagrywamy mnie – jesteś tego pewien – tak tak, powinno spokojnie starczyć – nie myliłem się. Oczywiście, duże znaczenie miały również minuty nagrać, jednak moje wejście wyszło za pierwszym razem. Zaraz po tym, rozpadał się deszcz. Na szczęście, wszystko nagraliśmy przed tym więc mogliśmy spadać. Szybka akcja. Odwiozłem Mateusza do domu a sam pokierowałem się do redakcji. Tam również szybka akcja bo szybki montaż. Materiał wysłałem zaraz do Pawła, w celu uzyskania informacji, czy wszystko pasuje – mniej uśmiechy następnym razem. To napad, nie wesele.

Wyjeżdżając na to zdarzenie od razu w głowie urodził mi się pomysł na materiał. Jestem mega zafascynowany amerykańską telewizją i ich materiałami. Od jakiegoś czasu marzy mi się aby stworzyć coś na ich styl. Poniżej masz dziennikarza stacji KOB4. Caleb James, człowiek, który obserwowany jest przeze mnie od dawna.