Któż nie zna szczecińskiego rapera Soboty? Chyba mało jest takich osób… Ja go znam. W czasach licealnych znałem tylko jego kawałki, a dziś miałem okazję poznać go z innej strony. Co prawda rozmowa nie przebiegła prywatnie przez słuchawkę telefonu, aczkolwiek informacje, które chciałem uzyskać, przybyły pięknym torem.
Skontaktowałem się przez maila. Po kilku dniach otrzymałem telefon, od kobiety. Z początku nie wiedziałem, o co chodzi, dopiero po chwili zorientowałem się, że chodzi o sprawę stworzenia artykułu. W międzyczasie uzyskałem pomoc, której nawet sobie nie wyobrażałem. Po kilku dniach odpowiedzi głosowe na moje pytania. Banalne, może nie do końca. Idol ze szkolnych czasów bez problemu opisał mi swoje życie, nie owijając w bawełnę i nie szukając wygórowanych słów. Gdy słuchałem jego wypowiedzi po raz pierwszy, nie mogłem powstrzymać się od radości. W końcu zapewne wiele osób boi się pokazać siebie w jakimkolwiek wywiadzie, a tutaj Michał jest w stu procentach sobą.
Może teraz trochę o nim: Sobota, a właściwie Michał Sobolewski, to szczeciński raper urodzony w Szczecinie. Jego początek działalności z muzyką hip hop i rap to rok 1997, czyli aktywny jest jedynie rok krócej niż ja żyję. Na swoim koncie ma wiele wspaniałych sukcesów oraz mega zajebistych kawałków. Przynajmniej niektóre są dla mnie powiązane z pięknymi życiowymi chwilami. Albumów słucham po dziś dzień… Wizyta w programie u Kuby Wojewódzkiego i wspólne wykonanie utworu z Zenkiem Martyniukiem bez wątpienia był to strzał w dziesiątkę. Czegoś takiego jeszcze nie było i cieszę się, że spotkało to właśnie tego gościa…
X przykazań
Jak wyglądała praca przy płycie “X przykazań”? W końcu tematyka była narzucona z góry – do każdego utworu przypisane są inne organy nagrywane w kościołach, są również klipy. Wzięliście się za naprawdę duży projekt…
Dziesięć przykazań to tematyka, którą wymyślił Wini. Przyszedł do studia do mnie i do Mathea. Byliśmy w połowie nagrywania płyty “Sobota”. Ten pomysł [“X Przykazań” – przyp. red.] był tak gorący, że baliśmy się, że ktoś na to wpadnie i zanim skończymy album, nad którym pracowaliśmy i weźmiemy się do realizacji, ktoś wykorzysta tematykę i zrobi to zamiast nas. Rzuciliśmy od razu pracę nad płytą “Sobota” i przeszliśmy do pracy nad płytą “X Przykazań”. Niewątpliwie była to płyta tematyczna, koncepcyjna, stąd była bardzo trudna. Tematyka była narzucona odgórnie i jakby nie było ustępstw, trzeba było zrealizować plan od A do Z.
praca na planie teledysków
Teledyski to była niewątpliwa przyjemność. Pracowaliśmy przy wszystkich z “9 Liter Filmy”. Jest to ekipa, która naprawdę profesjonalnie i na wysokim poziomie zajmuje się realizacją klipów w Polsce. Nie tylko hiphopowych. Dużo z tych teledysków wygląda jak kinowe filmy…
Najtrudniejszym klipem i najwięcej pracy przy nim był materiał do przykazania pierwszego. Przez cały teledysk właściwie biegam, uciekam. Niestety nie byłem przygotowany na tyle wysiłku. W tym okresie nie byłem roztrenowany ani nie miałem nic wspólnego ze sportem i zdrowym trybem życia. Pierwszego dnia zakwasiłem nogi do tego stopnia, że właściwie po pierwszych piętnastu minutach biegu na czczo, po dwóch red bullach, miałem mdłości, bóle brzucha i 15 minut reanimowano mnie. W połowie dnia nie byłem w stanie już chodzić, a co dopiero biegać. Jak już doprowadziliśmy to do końca, mieliśmy jeszcze dwa dni zdjęciowe. Drugiego dnia jeszcze byłem w stanie z powrotem biegać. Co prawda umiarkowanie… Trzeciego nie mogłem już chodzić. Jeden z moich kumpli – Pino, którego tu pozdrawiam – po prostu założył bluzę z kapturem i zaczął biegać zamiast mnie. Całe szczęście była to już końcówka klipu, więc tego biegania nie miał zbyt dużo. Była jednak to ciężka praca. Najlepiej wspominanym klipem jest dla mnie realizacja przykazania “Nie kradnij”. Jest to przykazanie VII. Pozwolono mi wykazać się jakąś grą aktorską. Było to jakieś pierwsze moje zderzenie z graniem przed kamerą. Totalnie nie miałem o tym pojęcia, ale już wtedy zrobiło to duże wrażenie na mnie i bardzo mi się podobało. Zresztą efekt jest chyba dość dobry, zobaczcie sobie sami.
Historii było mnóstwo, związanych z klipem i z jeżdżeniem po kościołach. Przede wszystkim sam fakt nagrywania organ. Przy okazji nauczyliśmy się historii wybudowania tych kościołów oraz powstania organ. Bardzo dobrze to wspominam. Przygody “Indiana Jones” nie mogę ci tu opowiedzieć, bo nikt nie strzelał do nas z łuku ani nie wchodziliśmy w żadne pułapki w zakamarkach kościelnych. Nie znajdowaliśmy złotych grali ani nie szukaliśmy całunów. Poza tym wspominam to bardzo dobrze i była to jedna wielka przygoda.
teledyski kiedyś i dziś
Na rynku muzycznym działasz od ponad dwudziestu lat. Okres ten świetnie pokazał, jak zmienia się nagrywanie teledysków, praca na planie…
Wygląda, kurwa, praktycznie to tak samo. Tylko teraz kamery się pozmieniały. Te kamery wyglądają inaczej i wszystko tak naprawdę jest w rękach operatora i montażysty. Kadry, pomysły na scenariusze. Jeżeli wszystko jest przygotowane i dopięte na ostatni guzik, robota idzie sprawnie, to efekt tego jest zawsze powalający. O ile masz ludzi, którzy wiedzą, co robią, wiedzą, dlaczego to robią, nie chodzi tu tylko o umiejętność włączenia kamery, tylko właśnie o umiejętność dobrania kadru, dopasowania obiektywów i potem umiejętność złożenia tego w cały klip – sprzęt jakby nie ma dość dużego znaczenia. Tym bardziej, że dziś powraca się np. do obrazów, które mają symulować kręcenie wideo kamerami VHS. Więc tak naprawdę jakość obrazu i to, jak wszystko wygląda, zależy od zamysłu na całość i umiejętności operatorów i montażystów.
dzień koncertu, czyli jak wyglądają ostatnie minuty przed wejściem na scenę…
Jak wygląda Twój koncertowy dzień? Niektórzy artyści mają swoje rytuały: być może przyjeżdżają wcześniej pod scenę, muszą wypić kawę, zapalić papierosa. Z pewnością można byłoby wymieniać takie rzeczy przez cały dzień.
Na przestrzeni lat te dni się bardzo pozmieniały. Przechodziłem przez różne etapy swojego życia i metamorfozy mojego charakteru, słabości i porażek. Naprawdę było to bardo różnie, często były to bardzo trudne i ciężkie chwile. Jestem bardzo trudną osobą. W momentach depresyjnych, w których wspierałem się używkami, jestem dość nieznośny. Tutaj chciałbym przeprosić osoby, które ze mną wyjeżdżały i których musiałem obarczać swoją osobą jak małe dziecko. Byłem pilnowany i trzymano nade mną opiekę, za co bardzo dziękuję i bardzo przepraszam. Dzisiaj wygląda to dużo inaczej. Te koncerty zawsze były bardzo profesjonalne. Moje słabości nigdy nie wpływały na jakość koncertu. Dziś te koncerty są świadome. Nie tyle, co profesjonalne, ale świadome. Wiem, po co wychodzę na scenę, wiem, dla kogo i do kogo. Wiem, jaki chcę mieć efekt swojego show. Jest ze mną wspaniała ekipa ludzi, których uwielbiam, uwielbiam z nimi spędzać czas. Opiekują się mną. Ale nie do tego stopnia, że trzeba szykować mi ubrania na zmianę, martwić się, czy nie wypiję za dużo. W tej chwili rzeczywiście wygląda to dużo inaczej… Managerem wytwórni, którą zakładam, jest moja dziewczyna, więc bardzo mnie w tym wspiera. Szefem podróży jest mój brat, który również mocno mnie wspiera. DJ Ace jest jakby “ścianą z tyłu wsparcia”. Fajnie się dobraliśmy, te wyjazdy są zajebistą przygodą. Jako takich rytuałów nie mam. Zawsze przed koncertem gdzieś sobie odchodzę na bok i trochę po sportowemu zagrzewam się do pracy.
życie prywatne czy jego brak?
Jak wygląda twoje prywatne życie? Jeżeli w ogóle je masz.
Generalnie wygląda tak samo jak innych – musisz rano wstać, wyszczać się, wysrać, umyć, ubrać, kupić zakupy na śniadanie czy na obiad itd. Wyprowadzić psa, zająć się dzieckiem… To wszystko wygląda tak, jak wszędzie, o ile się nie jest Michaelem Jacksonem czy kimś w tym rodzaju, że jesteś tak obwarowany pieniędzmi, że po prostu wszyscy oprócz, kurwa, wysrania się i zjedzenia mogą całą resztę zrobić za ciebie, to po prostu musisz dalej robić zakupy. Dalej musisz sam wybierać te pierdolone ubrania. Dalej musisz, kurwa, sam wyjść z psem na spacer. I tyle. Czasami jest to uciążliwe, a czasami nie. Mówimy tutaj o napadaniu ludzi w celach zrobienia zdjęcia czy autografu. Takich sytuacji jest mnóstwo. Czasami nawet, kurwa, nie zdążysz w restauracji włożyć łyżki zupy do gęby, jak już ktoś wisi nad tobą, a nawet i kilka osób, i po prostu chcą zrobić z tobą zdjęcie lub wziąć autograf. Jest to bardzo przyjemne, ale również przeszkadzające. Wiadomo, potrzeba prywatności. Występuję u każdego, niezależnie od tego, czy jest to przeciętny “Kowalski”, czy po prostu rozpoznawalny aktor albo gwiazda wielkiego formatu.
z wizytą u Wojewódzkiego
Niewątpliwie Koba Wojewódzki to człowiek wielu kontrowersji, jednak na jego humorze trzeba się dobrze poznać. Trafiłeś do jego programu, obok Ciebie siedział Zenek Martyniuk, “król muzyki disco polo”. Czy połączenie tych dwóch światów – świat muzyki hip hop i disco polo – było wcześniej planowanym zabiegiem, czy też może niespodzianką dla was?
Jak doszło do tego, że wykonaliśmy ten utwór, to wszyscy widzieli. Nie było to planowane ani umówione. Po prostu Kuba, chcąc wywołać jakąś kontrowersję, chciał zderzyć hip hop z disco polo, gdzie te gatunki nie pokrywają się w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, hip hop i rap w Polsce bardzo negują disco polo, więc miało być to na pograniczu sensacji. Dwóch muzyków się spotkało i wykonali swoją pracę. Z tego, co wiem, i z opowiadań innych ludzi, bo sam szczerze mówiąc nie oglądałem tego programu i nie słuchałem tego, jak to wypadło, podobno było dość dobrze. W mojej opinii nie było to nic zdrożnego, szanuję wszystkich ludzi, którzy są dobrzy. Niezależnie od tego, jaką wykonują profesję, o ile tym nie krzywdzą innych. Wszyscy dla mnie są okej. Nie opluwam innych artystów z racji wykonywania ich muzyki czy czegokolwiek… Nawet, jeśli nie jest to zgodne z moimi ramami estetyki i w moim przekonaniu jest to kiczem. Ja tego nie oceniam, bo nie mi oceniać. Kuba o to poprosił, my to zrobiliśmy. Wyszło to nieźle. Okej.
Mój dzień to przyjechanie do Warszawy i właściwie nic innego nie mieliśmy do robienia oprócz spotkania u Wojewódzkiego. Skupialiśmy się jedynie na tym. Nie powiem, byłem lekko stremowany. Otoczka programu Kuby i sam on robią dość spore wrażenie. Program jest prowadzony w konwencji na żywo, więc jakby trochę mnie to zestresowało, no ale chyba ostatecznie wypadło dobrze.