taka moja “Ballad Medley”

Do tej pory nie mogę uwierzyć w to co się stało. Jednakże pokazało mi to, że mam znajomych, przyjaciół na których mogę naprawdę liczyć w każdej chwili. Każdemu z nas mogłoby się wydawać, że to “tylko jakiś tam” zespół. Jednakże oni wiedzieli, że dla mnie LP coś znaczy a wiadomość o tragicznej śmierci wokalisty nie należy do przyjemnych spraw, mimo tego, że prywatnie nawet go nie poznałem. Dziękuję.

Czasy licealne, wówczas mój kanał w serwisie YouTube żył. Będąc w szkole i mieszkając w bursie wiedziałem, że nie mogę sobie odpuścić nagrań. Pozostały mi zatem jedynie weekendy, dopóki nie zobaczyłem fortepianu na auli. Zakochałem się. Wtedy gdy tylko mogłem chodziłem i grałem później zaś nagrywałem. Na moim kanale przewinęło się więcej utworów zagranych na tym rozstrojonym cacku (tak, od pierwszej klasy liceum do końca mojej tamtejszej kariery było rozstrojone) ale usunąłem. Tak jakoś postanowiłem posprzątać i pousuwać kilka spraw. Szczerze, zbytnio nie żałuję.

Więcej chyba ćwiczyłem dla siebie utworów niż do szkoły muzycznej. W końcu na YouTubie nie chciałem mieć utworów Bacha czy Mozarta tylko np. Linkin Park’a czy też Happysad’u. Przydawało się to także na szkolne koncerty. Wprowadziłem podobno tam taką modę, na granie z parapetu muzyki pop, rock etc. Skąd ta pewność? Ano już wyjaśniam. Pierwsze występy szkolnych artystów (które oczywiście widziałem i słuchałem) na tej scenie powiedziały mi wszystko – jeżeli ktoś gra na fortepianie to poleci klasykiem. Ja zrobiłem zupełnie coś innego. Adelle, Linkin Park, Metallica … wszystko z czachy.

Wróćmy jednak do tematu, chociaż będzie mi ciężko, ponieważ nie pamiętam skąd dokładnie wziął się pomysł na stworzenie tego coveru. Zapewne z YouTuba, jednakże co było inspiracją, ciężko jest mi stwierdzić. Być może ich utwór “Ballad Medley” ale ręki nie dam uciąć … kurde, nie pamiętam.

Szkoda, że nie mam zdjęcia “statywu”. Krzesło, kilka książek lub jakieś inne rzeczy, które pozwalały ustawić mi aparat na odpowiedniej wysokości, bo kto bogatemu zabroni, i czas nagrań. Wszystko gotowe, cisza na planie. Po wszystkim, czas na mały montaż i niech leci w świat.

Gdy obejrzysz/przesłuchasz cover do końca zobaczysz chwilę zawahania. Tak, to nie było tak skomponowane, po prostu zapomniałem co mam zagrać. Więc musiałem jakoś to wykombinować i ładnie zakończyć bo bałem się, że jak będę napierdzielać w parapet dalej to zepsuję wszystko i będzie trzeba zaczynac od początku lub cały cover będzie za długi.