Pisanie non stop o sobie może spowodować, że “woda sodowa” uderzmy mi do głowy. Wówczas byłoby źle. A tego nie chcę. Jednak ile też można czytać o portalu jakim jest chojna24.pl. Większość spraw, które chciałbym pokazać nawet we vlogu dzieją się w okresie letnim. Postanowiłem zatem ruszyć w nowym “programem” i przedstawić Tobie, życie w znacznie większych mediach.
Damian Michałowski to prezenter radiowy w Radiu Zet, prowadzi również “Wyspę Przetrwania” na Polsacie oraz jest prezenterem w 4FUN TV. Jednak najważniejsze jest to, że świetnie łączy pracę zawodową z życiem prywatnym.
Radio Zet, czyli zaplanowana spontaniczność
Poranek w Radiu Zet w weekend. Dla Pana to czysta przyjemność, praca, którą Pan kocha. Dla wielu z nas jednak to czas poświęcony na powolne wstanie z łoża lub wyjazd do pracy. Często właśnie przy częstotliwościach w/w stacji radiowej. Wówczas nie myślimy jak wygląda Wasza praca, rozweselacie nam dzień, tworzycie nam go ale mało kto z nas zastanawia się “w jaki sposób? skąd oni to wiedzą?” Robicie coś na zasadzie “show” do którego potrzebujecie zapewne jakiegoś planu.
Zazwyczaj słuchaczom wydaje się, że wejście 30 sekundowe na antenę jest brane “spod palca”. Wszystko jednak jest wypracowane kilkadziesiąt godzin a nawet kilka dni wcześniej. Już w środę rozpoczynam planowanie działań na nadchodzący weekend. Sprawdzam historię zespołów, koncerty czy też to kto i jaką płytę wydał w danym dniu, np. dziesięć lat temu. Szukam odpowiednich utworów. Następnie wysyłam piosenki do szefa muzycznego. On weryfikuje co można a czego nie można zagrać. To nie jest tak, że my z minuty na minutę możemy zmienić playlistę. Wszystko jest wcześniej przemyślane, żeby była różnorodność, żeby polski utwór przeplatany był z zagranicznymi. Jestem zwolennikiem zaplanowanej spontaniczności. Są pewne elementy, które muszą być już przygotowane. Można by rzec, z radiem jest jak z budową domu. Potrzebujemy fundamentów, przygotowania podstawy, żebyśmy później byli zadowoleni z całości. Wiadomo, gdy mamy w/w fundament, później możemy dołożyć małą improwizację.
Jak jest z ciekawostkami, informacjami między piosenkami? Człowiek szuka wszystkiego w Internecie, czyta różne magazyny czy też słucha różnych rozgłośni radiowych, nawet tych zza granicy. Facebook, Instagram to doskonałe źródła informacji. Ciekawostki, które mówimy, to to wszystko co dzieje się wokół nas. Jesteśmy otwarci na każdą informację a oczy mamy dookoła głowy.
Realizator dźwięku, czy jest on mi potrzebny?
Mogę chyba śmiało stwierdzić, że prawie każdy z nas widział film “Listy do M”. Tam, zauważyliśmy aktora (Maciej Stuhr) pracującego w radiu. On miał swojego realizatora. Czy to właśnie w taki sposób działacie na co dzień? Czy tą produkcję można śmiało porównać do waszej codziennej pracy?
W radiu my sami siebie realizujemy, nie mamy realizatora. Wyjątkiem są niektóre programy. Jednak ten realizator siedzi w jednym studiu razem z prowadzącym. W filmie “Listy do M”, on siedział w osobnym pomieszczeniu, zatem to nie jest tak jak w filmie.
Intymny kontakt ze słuchaczami, czyli poczuć się jak Maciej Stuhr w Listach do M
Kiedyś oglądałem ten film i chciałem być trochę jak on, jak Maciej Stuhr. W programach południowych w tygodniu, które prowadziłem kilka lat, nie dało rady tego zrobić Tempo programu jest szybkie, a Maciek w Listach do M. Był taki mocno spokojny. Ta sztuka udaje mi się podczas prowadzenia weekendowych poranków. Są bardzo intymne, takie powiedziałbym kameralne. I przede wszystkim – przyjemnie leniwe! Nie spieszymy się nigdzie, nie biegniemy, mamy więcej czasu na wszystko. Ze słuchaczami tworzymy taką społeczność „nie śpiących o poranku w weekend”. Dzięki fajnej atmosferze nie mam problemu z tym, żeby powiedzieć na antenie „ale się dzisiaj nie wyspałem. Idę po kawę, a tymczasem włączam Lanę del Rey. Posłuchajmy jej wspólnie”. Totalna szczerość ze słuchaczami jest fenomenalnym uczuciem. Wtedy czuję się jak Stuhr.
Wyspa przetrwania, czyli czyste szaleństwo
Jak wygląda praca na planie reality show? Jak duża jest ekipa zajmująca się nagraniami? Jak długo trwają nagrania oraz czy rzeczywiście macie scenariusz na którym się wzorujecie?
Tam było zupełne szaleństwo. Wylecieliśmy w połowie czerwca, czyli trzy dni po moim ślubie. Na planie pracowaliśmy od rana do nocy … no i przez noc. Musieliśmy wiedzieć co dzieje się u uczestników. Oni byli zupełnie sami. Byli zdani tylko i wyłącznie na siebie. Nawet jeżeli chodzi o jedzenie. W tym programie moją główną rolą było prowadzenie konkurencji oraz rady plemienia. Byłem obserwatorem, psychologiem. Żeby wiedzieć o co mam zapytać, musiałem wiedzieć co oni robili. Miałem zatem kontakt z operatorami kamer, którzy obserwowali ich non stop. Wszystkie informacje były spisywane. Wszystko odbywało się “na żywioł”. Niektóre momenty były naprawdę zaskakujące – “jasna cholera, ludzie nam nie uwierzą co tu się dzieje. Będą myśleć, że to jest wyreżyserowane”. – mówiliśmy. Po tym wszystkim uznałem prawdę, że życie pisze najlepsze scenariusze. My byśmy sami tego nie wymyślili.
Jeżeli chodzi o sytuacje reżyserowane to brane pod uwagę były jedynie kwestie pogodowe. Nie było mowy o scenariuszu dla uczestników. W planie mieliśmy zapisane kiedy np. odbędzie się przypływ a kiedy odpływ i z tego trzeba było skorzystać. W końcu nie wszystko dało się nagrać przy odpływe.
Fidżi, czyli wiem o tobie wszystko …
Praca w radiu a przed kamerami telewizji to chyba zupełnie inne światy. W tym pierwszym ważne jest to, aby opowiedzieć słuchaczom to co się widzi. Opowiedzieć na tyle dobrze, “żeby oni mogli się tam przenieść”. Telewizja większość rzeczy nam śmiało może pokazać. Jednak podjął się Pan tego działania bez problemu. Nowy świat, nowe kredki, nowe wyzwanie.
Prowadzenie “Wyspy Przetrwania” nie wzięło się znikąd. Wszystko rozpoczęło się od prowadzenia kilku wielkich telewizyjnych koncertów w TVP, Polsacie, TVNie łącznie z koncertami sylwestrowymi w telewizyjnej Dwójce. Tam zbierałem doświadczenie. Ktoś gdzieś mnie zauważył i zadzwonili z castingiem, który wygrałem. Przygotowania do programu trwały długie miesiące. Moim zadaniem było poznanie uczestników ale bez spotykania się. Przeprowadzono z nimi ogromne wywiady, uczestnicy wypełniali potężne ankiety w których opisywali wszystko: sytuację rodzinną, finansową, czy mają dzieci, czego się boją itd. Tworzono wówczas taki wywiad psychologiczny.
Na temat każdego uczestnika dostałem kilkadziesiąt stron informacji. Przed samym początkiem nagrań czytałem o nich, wiedziałem o uczestnikach wszystko, dosłownie. Przykładem jest strażak. On specjalnie na wylot na Fidżi (na nagrania) miał wyrabiany paszport gdyż wcześniej go nie posiadał, nie latał za granicę. Z kolei jedna z uczestniczek bała się pająków. Miałem fundamenty i w najmniej spodziewanym momencie to wykorzystywałem. Wiedziałem kto jest słaby w danej konkurencji, wiedziałem jak poprowadzić rozmowę żeby wyciągnąć coś od tej osoby, wiedziałem jak podejść do nich psychologicznie. I tu koło się zatacza. Tak jak mówiłem wcześniej, potrzebujemy tego fundamentu, dzięki któremu będziemy mogli zdziałać znacznie więcej.
Przygotowanie mentalne trwało również długo. Oglądałem wszystkie odcinki tego programu w wersji francuskiej, australijska oraz w wersji amerykańskiej. Nasza jest chyba bardziej przybliżona do francuskiej niż amerykańskiej. Poznać musiałem każdy szczegół konkurencji. W końcu to ja wyjaśniałem uczestnikom na czym one polegają. Cały efekt to odcinek 2 godzinny. Przygotowania trwały natomiast miesiącami.
Ryż z ryżem z dodatkiem ryżu
Jedna z najpiękniejszych chwil, którą Pan najbardziej zapamiętał?
Pamiętam jak pewnego razu przyszedłem do uczestników do ich obozu z informacją, że jedna uczestniczka jest chora. Pogadałem z nimi. Oni natomiast powiedzieli mi, że mają bardzo mało jedzenia ale to naprawdę bardzo mało. Ale ogólnie to cieszyli się, że mnie zobaczyli i że mogli mi o tym powiedzieć. Ich jedynym daniem był: ryż. Zatem, chcąc mnie ugościć, ugotowaliśmy ryż posypany ryżem z dodatkiem ryżu. W skrócie, dali ryż. Słony był jak cholera. Jednak dla nich była to chyba najlepsza uczta.
4FUN TV, czyli najbardziej szaleńcze dzieło telewizyjne
4FUN TV to kolejny projekt w Pańskim życiu, oglądając materiały, mega pozytywny projekt …
Tam jest takie szaleństwo, że nikt by się chyba tego nie spodziewał. Jest to najbardziej pokręcona telewizja w układzie słonecznym. Tam niemożliwe staje się możliwe. Najbardziej zakręcone pomysły stają się realizowane. Robimy program, który jest strasznie pokręcony. Ekipa jest fantastyczna. Relacje tam są przyjacielskie – Damian Michałowski o 4FUN TV.
Non stop brniemy z pytaniem “jak”, zatem jak tu
Za scenariusz odpowiedzialny jestem ja albo szefowa. I potem to realizuję. Idziesz na miasto z mikrofonem, czasami pogoda jest jak pod psem, ale łupie materiał się do momentu póki nie znajdziesz człowieka, z którym można fajnie pogadać. Trzeba materiał przynieść do redakcji, trzeba z czymś wrócić. Wiadomo, są czasami tak zwane “złote strzały”. Wówczas pierwsze cztery osoby idealnie nadają się do danego materiału. Niestety, jak w/w, niekiedy zamiast 2 godzin na planie, spędzamy 5. W tej branży trzeba być upartym i konsekwentnym. W życiu uznaję zasadę 3 razy “p”. Czyli precyzja, pokora i pracowitość. Pokora w naszym zawodzie jest bardzo ważna. Nie chodzi o bycie 10 cm nad ziemią, tylko o twarde stąpanie po niej.
Materiał zdobyty na mieście trafia na montaż. Szefowa akceptuje i leci na antenę. To mini produkcje, które robią naprawdę duże wrażenie.
Tacierzyństwo, czyli najlepsza decyzja w życiu
Tyle obowiązków, tyle pięknych chwil na antenach – jednak jest Pan najszczęśliwszy przy swoim synku. Jak Pan to robi, że łączy Pan idealnie życie prywatne z zawodowym. Czy to tylko iluzja instagrama i innych mediów społecznościowych?
Ludzie straszyli, że wszystko się zmieni, że świat zostanie przewrócony do góry nogami. Guzik prawda. Dziecko w niczym mnie nie ogranicza a daje mi wiele możliwości. Wszystko co robiłem sam robię to teraz robię z synem. To była moja najlepsza decyzja w życiu. Rano żłobek a w między czasie załatwianie różnych codziennych spraw oraz praca. O godzinie 16, choćby się paliło, jestem po mojego syna.
Zawsze mnie bawią zdjęcia “idealni rodzice”, czyli zdjęcia na instagramie z pięknie posprzątanym pokojem – Boże Święty, że ktoś to kupi?! Każdy rodzic wie, że w domu musi być bałagan. Dziecko jest często brudne.
Ojciec chrzestny mojego syna, sprezentował taki duży basen z kolorowymi piłkami do zabawy. Henio nauczył się wyrzucać z niego wszystkie 200 kolorowych piłeczek. Nigdy bym się nie spodziewał, że mogę znaleźć je w takich kontach w które one powpadały. W domu mam bałagan, i właśnie takie momenty staram się pokazać na insta. Momenty, które są dla każdego z nas codziennością a nie wyimaginowanym światem.
Pani M, czyli żona fenomenalna
Jak z żoną? Niestety mało ją widzimy u Pańskiego boku w mediach społecznościowych a jednak w życiu prywatnym jest.
Na nagrania programu „Wyspa przetrwania” bym się nie zgodził nigdy gdyby jednak nie wyrozumiałość mojej żony. Czas ten był ciężki zarówno dla mnie jak i dla niej. W końcu byliśmy dwa/trzy dni po ślubie a ja musiałem wylecieć za granicę. Ale są takie propozycje, które się nie odrzuca. Podróż poślubna? Innym razem. Wyspa Przetrwania była dobrą decyzją, był to rewelacyjnie spędzony czas. Jednak gdyby nie żona, to nie byłoby mnie tu gdzie jestem w obecnej chwili. Ja to mam szczęście, mając taką mądrą żonę.
fot. Facebook/ Damian Michałowski