Cześć, tu Sławomir!

Nie wiem czy wierzyłem w to, że będę mógł porozmawiać ze Sławomirem przed kamerą. Być może dlatego, że widziałem jak to wszystko wygląda na Dniach Gryfina. Jednak w w głębi serducha wiedziałem, że do tego dojdzie.

No skoro wiedziałem, to dobrze byłoby się z tego przygotować … Tylko kiedy. Odkładałem to na później, tłumacząc sobie, że szkoda czasu. W końcu i tak pewnie do tego nie dojdzie. No ale do rzeczy. Przyszło co do czego i nie przygotowałem się. Zapomniałem, nie miałem kiedy. Ten czas (od pierwszego kontaktu z menagerem) tak szybko minął, że dopiero w przeddzień koncertu zorientowałem się, że do nagrania mam wywiad. Teraz możesz śmiało stwierdzić: no to miałeś przecież cały dzień. Ha! I tu cię zaskoczę – cała sobota była poświęcona na I Ogólnopolski Festiwal w Centrum Kultury w Chojnie. Tak się złożyło, że miałem zaszczyt go poprowadzić, czasu na ogarnięcie pytań nie było. No trudno, na żywca.

Festiwal zakończył się zaraz po godzinie 19.00. Do Centrum Kultury, na zakończenie przybył Józek z Mateuszem. Oznajmili, że jedziemy w sumie jednym autem, więc śmiało się mogę do nich pakować. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze jeden przystanek … i drugi. Fajki się kończyły, musieliśmy podjechać do sklepu. Szczęście, że na jednej ze stacji są budki i z auta nie trzeba wychodzić (#lenistwopoziomhard). W końcu wyruszyliśmy.

Po drodze otrzymuję telefon: Michał (od Boomcyka) – brakuje im karty. Trzeba było zatem poratować chłopaków i pożyczyć. Dobrze, że mamy w zapasie kilka więc nam to różnicy nie robiło.

Na miejscu Józek z Mateuszem pobiegli na plac a ja wyruszyłem do Domu Kultury. Tam spotkałem wcześniej wspomnianego Michała, Kamila (Boomcyk), Mateusza (DJ) i innych. Jedna fajka, druga a w między czasie rozmowa na temat nagrania z Kamilem materiału. Okazało się, że i tak został nakręcony na Dniach Chojny.

Powróćmy jednak do Sławomira. Przy Boomcyk’u jeszcze mogliśmy przez cały koncert biegać za barierkami przy scenie, przy gwieździe wieczoru nie bardzo. Domyślałem się jak to może wyglądać, bo byłem na jego koncercie w Gryfinie. Ale w tamtym czasie nie liczyło się to jak długo mogę być pod sceną. Najważniejszy był fakt przeprowadzenia rozmowy bez pytań. Oczywiście nadal uświadamiałem sobie, że nie warto się trudzić bo pewnie i tak do rozmowy nie dojdzie.

Dzwonię do menagera. Coś o nas pamiętał. Idę rozmawiać z ochroniarzami. Nie będę biegać po placu aby później wracać na teren “zamknięty”. Wolałem poczekać na niego przy scenie przy barierkach. Chyba dwa razy dzwoniłem do menagera Sławomira, żeby się ze wszystkim dogadać. Trochę mi głupio było.

Przyjechał. Scenariusz taki jaki przewidziałem wcześniej: po trzech piosenka spierdalamy sprzed sceny. Ale to nie ważne (nadal). Wywiad! Pierwsza wersja mówiła o rozmowie jeszcze przed koncertem. I to mi bardzo pasowało. Im chyba też. Okazało się jednak, że nie do końca. Ha! Jak by tego było mało … nagle wszedł na scenę. Nawet nie wiedziałem kiedy on to zrobił. Pozostaje mi czekanie – to kiedy robimy ten wywiad? – pytam głupio. – zaraz po koncercie! – słyszę w odpowiedzi. To była tylko teoria. W praktyce zapomnieli powiedzieć mi jeszcze o autografach i zdjęciach – tak tak, pamiętam o was. Zaraz zapytam i dam znać – wtedy powoli czułem się jakiś debil, którego mają totalnie w …. – ok, nie ma problemu. Poczekamy – i ten uśmiech na twarzy a w głowie tylko jedno ….

Do wywiady doszło. Po rozdaniu autografów i zrobieniu zdjęć. Poczekałem, zmarzłem a w między czasie ułożyłem szybkie pytania! Nagrywać poszli do namiotu, który stał obok sceny. Na dworze było ciemno a tam jasno. Z kolei tam było mało miejsca, cały teren pozastawiany stołami.