takiego koncertu w Chojnie chyba jeszcze nie było

Takiego stresu to ja dawno nie miałem. Ale tak jest, gdy koncertuje się dwa razy w roku a gra się tylko dla siebie. Niestety, muzyka jest mi coraz bardziej obca nad czym ubolewam. Obca oczywiście pod względem chałturzenia.

Otrzymałem propozycję zagrania koncertu. Co prawda nie było to wielkie wydarzenie jednak byli ludzie, na których wrażenie zrobić mogłem. Przynajmniej miałem taki zamiar. Czy się udało? Prawdopodobnie tak.

Pani Henryka, z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnie, przeszła na zasłużoną emeryturę. Z tej okazji mała impreza. Pani Basia Andrzejczyk zaproponowała mi mały koncert. Jak wcześniej wspomniałem, banan na twarzy się pojawił. W końcu mogę gdzieś zagrać. Tylko kurde co? Kilka dni przed wydarzeniem usłyszałem pytanie: Przemku, co masz przygotowane. Prawdę powiedziawszy, pomysł do głowy wpadł mi w ten sam dzień, w dzień usłyszenia pytania. Czyli jakieś cztery dni przed koncertem. Zrobiłem małe “show”. Wpierw krótkie przedstawienie a później cover. “Fortepian na statku” wziąłem od Waldemara Malickiego.

Takie widowisko przedstawiałem pierwszy raz w liceum. Na dzień muzyki. Uznałem wtedy, że nie ma sensu ponownie tworzyć jakiś cover. Trzeba było wykombinować coś nowego. Wułala.

27 listopada 2017 roku, poniedziałek – Miejska Biblioteka Publiczna w Chojnie. W tym dniu i w tym miejscu przedstawiłem to po raz drugi. Po raz drugi w życiu. Stres był. Stojąc między regałami książek, czekając na swój czas nie wiedziałem o czym mam myśleć. Nikt nie wiedział, że będę kłaść się na fortepianie. Gdy przed moim wejściem, oznajmili, że fortepian to prezent, gra się na nim jedynie podczas dużych uroczystości … poziom stresu wzrósł dwukrotnie. Przecież miałem się na nim położyć! Gdyby właściciele to zauważyli, pewnie by mnie wygnali z Centrum Kultury.

koncert w Zespole Szkół Salezjańskich przy ul. Ku Słońcu (dzień muzyki). Ten z mikrofonem to Sławomir Jastrzębski, kolega z klasy.
fot. Miłosz Pacewicz

Ciężko było się przygotować, gdy w domu nie ma się fortepianu. Jednak udało się. Słuchaczom się podobało. Co lepsze, podobno nie było widać po mnie stresu, podobno jestem dobrym aktorem. Ale kto mnie zna, wie, że to nie było takie proste.

Pogadałem, poskakałem, pośmiali się. Po tym, zagrałem Yiruma – River Flows In You. A na koniec cover LP – Lost one you. I na tym, moje pięć minut się kończyło.

fot. tytułowe: Paweł Woźnicki